AKTORSTWO ALL’IMPROVISO

- Och? Ann jak się cieszę, że przyjechałaś. Myślałam, że całkowicie odejdę od zmysłów przebywając ciągle z mamą i ciotką Lizzi.
– Dobrze cię rozumiem. – z uśmiechem przytaknęła Ann. – Teraz będziemy musiały wszystko nadrobić. Nie rozmawiałyśmy już tak długo, a do tego tak mało pisałaś. Czuję się zobowiązana, by uświadomić cię jak wielki to nietakt. – Powiedziała stanowczo, po czym dodała. – A poza tym? tak mi brakowało wieści od ciebie.
– Droga Ann, jeśli tylko opowiem ci, co zatrzymywało mnie przed napisaniem do ciebie, zaraz zapomnisz o pouczaniu mnie i tęsknocie. To co przytrafiło się mi i to co zajmuje od kilku tygodni niemal cały mój wolny czas jest doprawdy niezwykłe.
– Czyżby to mężczyzna, Karolino? Tak się cieszę. Mów zaraz.
– Och? Wcale nie mężczyzna, a coś znacznie lepszego, bo dużo mniej ulotnego niż miłość niedojrzałego chłopca, jakich często można spotkać na swojej drodze.

Twarz Ann zmarszczyła się w zdziwieniu i podejrzliwości. Jakież to lepsze przygody mogły stać się udziałem jej młodej przyjaciółki, skoro tak bardzo ją pochłonęły. I jakież to czynności życia mogłyby odwieść ją od poszukiwań, do których stworzona została każda kobieta, od poszukiwań męża. Anna była już dojrzałą ponad dwudziestoletnią kobietą i nie wyobrażała sobie emocjonować się tak bardzo czymkolwiek innym niż tylko, tak bardzo oczekiwaną miłością, która właśnie nadeszła. Postanowiła jednak zachować wszelkie pozory i jak najszybciej wybadać intencje młodziutkiej Karoliny. Oczywiście w celu niezwłocznego wybicia jej z głowy tych zbędnych, jak je natychmiast oceniła, działań. Bardzo szybko postarała się więc o przyjacielski uśmiech na twarzy i rozpoczęła diagnozę.

- Mów więc natychmiast, bo umrę z niecierpliwości.
– Kochana Ann, mogę powiedzieć o tym tylko tobie. Mama chyba wyrzuciłaby mnie z domu. Zważ więc na grożące mi niebezpieczeństwo i staraj się trzymać język za zębami. Jestem taka podekscytowana. Kilka tygodni temu byłam w mieście i poznałam tam na ulicy fantastycznych ludzi. Oni jeżdżą po wielu miastach w kraju i wystawiają uliczne sztuki teatralne.

Ann wybałuszyła oczy ze zdziwienia.

- Od tamtego czasu biegam jak tylko mam wolny dzień do miasteczka i uczę się od nich aktorstwa. Jedna z dziewczyn z zespołu zgodziła się przekazywać mi tajniki swojego emploi, rolę Servetty.
– Spotykasz się z aktorami komedii dell’arte?
– Tak! – Zakrzyknęła z uśmiechem Karolina – To fantastyczne, prawda? – Nie zamierzała jednak czekać na odpowiedź. Chciała jak najszybciej pochwalić się swoimi aktorskimi sukcesami. – Marzy mi się żeby nigdy stąd nie wyjeżdżali, to dla mnie niesamowita szansa. Wiesz, że ja zawsze o tym marzyłam? – Jej oczy z nadzieją wpatrywały się w twarz Anny, poszukując w niej takiego samego entuzjazmu jaki ogarniał ją samą – Nie masz pojęcia jacy oni są utalentowani. Uczę się od nich tak dużo. W czasie przedstawień mają jeden scenariusz, ale zawsze potrafią go zmienić, urozmaicić. Wszystko jest improwizacją. Capitano jest najstarszy. Jego postać jest taka dojrzała. Potrafi dostosować się do każdej sytuacji i znakomicie podchwytuje reakcje publiczności. A jednocześnie nigdy nie wychodzi z roli. Na estradzie jest jak najbardziej realną postacią Capitana.

„Najbardziej zachwyca się najstarszym z aktorów?”. Ann nie mieściło się to w głowie.

- A… Są tam jacyś młodzieńcy?
– Hehe… jasne. Arlecchino i Scapino są bardzo dobrymi aktorami. A jak znakomicie wygimnastykowani, potrafią robić niesamowite ewolucje akrobatyczne.
– A co ty tam robisz, Karolino?
– Pobieram lekcje. Matka zawsze zmuszała mnie do nauki gry na klawikordzie i literatury, a ja postanowiłam uczyć się aktorstwa. To mnie pociąga. Trzeba bardzo długo ćwiczyć warsztat, kreować swoją rolę, pogłębiać zasób słów, żeby nie pogubić się na scenie. W czasie widowiska wszystko dzieje się tak szybko. Dialogi są improwizowane i trzeba zawsze być gotowym, aby nie wyjść ze swojej roli. To niesamowite być tak blisko swojej postaci. Tak jak poznawać kogoś nowego. A poza tym? oni są jak rodzina. Wszyscy sobie pomagają, ćwiczą sami lub osobno. A mnie przyjęli tak ochoczo.

Dziewczęta szły w głąb parku, rozciągającego się wokół posiadłości rodziny panny Karoliny. Anna nie potrafiła myśleć o niczym. Chciała tylko wybić z głowy dziwaczne zainteresowania swojej przyjaciółki zanim dowiedzą się o tym jej rodzice. To nie mogłoby skończyć się dobrze. Wciąż robiła jednak dobrą minę do złej gry.

- Wiesz Ann, – ciągnęła dalej Karolina – że mama i ojciec nie mogą się o tym dowiedzieć. Mówię ci to w całkowitym zaufaniu.
– Oczywiście – odparła z uśmiechem Anna. Po czym dodała stanowczo. – Ale nie wyobrażam sobie tolerować tych głupot, które wyrabiasz. Nie pozwolę abyś choćby jeszcze raz spotkała się z tymi ludźmi.

Po tych słowach Anna szybkim krokiem udała się w kierunku domu. Karolina wciąż stała z niedowierzaniem wpatrując się w jej oddalającą się sylwetkę.

Tę historyjkę wymyśliłam, aby przedstawić istotę gry aktorskiej, w typowej dla XVI – XVIII wiecznej Europy, commedii dell’arte.

Leave a comment

You must be logged in to post a comment.