TURPIZM (część 1)

Jechaliśmy pociągiem, ja, a naprzeciwko mnie ona. Niby-skóra nieznośnie wyprofilowanych siedzeń przyklejała się do naszych obnażonych ud. Ciepło było. Niebo niebieskie. Las za oknem zielony. Zieleń wypełniała przestrzeń zabrudzonego okna. Wiosna była już pełna. Postanowiłem wyznać jej prawdę. Może tym razem nie zabraknie mi odwagi.

- mam żonę.

Aniusia patrzyła – na moje oko – gdzieś w przestrzeń między krawędzią siedzenia pomiędzy moimi nogami, a podtrzymującym zbyt luźne spodnie paskiem. Zrobiło mi się tam gorąco, ale siedziałem nieruchomo. Za oknem nadal zielono, a Anuśka wyskoczyła nagle.

- wiem. Dawno wiedziałam o tym.

I Aniusia spojrzała w to buchające zielenią okno, ale nijak owej zieleni nie mogła już dostrzec. Tylko czerwień widziała. A w tych makowych liściach drzew i w gąszczu karmazynowych krzewów, na tle burakowej trawy zobaczyła czerwonego od stóp do głowy człowieka. Wtedy Anusi oczy zapłonęły, a ja po raz kolejny zacząłem zastanawiać się cóż to oznacza.

————————————————————————————–

„Wolę brzydotę, jest bliżej krwiobiegu”
– Stanisław Grochowiak

Benek siedział naprzeciwko. Pociąg jechał, pozostawiając za sobą smugę smrodu. Błękit nieba uderzał w moje oczy swym nieznośnym pięknem. W tym czasie nie mogło wydarzyć się już nic, poza rytmicznym turkotaniem kół po torach i ściekaniem coraz niżej i niżej kropli potu spod benkowego kolana po benkowej owłosionej łydce. Ale Benio był dziś zdecydowanie zbyt piękny, by można było spojrzeć mu w twarz, zamiast gapić się w krocze. Nawet w momencie gdy powiedział.

- mam żonę.

A ja odparłam.

- wiem. Dawno wiedziałam o tym.

Benek zaczął mi się teraz uważnie przyglądać, jakby chciał dostrzec choć cień cierpienia, żalu, przygnębienia. W końcu więc spełniłam jego pragnienie i podniosłam wzrok spoglądając ze smutkiem. Wtedy odważył się lekko zmarszczyć brwi i odchylając jednocześnie energicznym ruchem głowę do tyłu, powiedział.

- skąd wiedziałaś?

Dotknęłam jego słonego kolana. A Benek właśnie zauważył wyłaniające się spod letniej spódniczki kościste kolanka dziewczyny, siedzącej obok. Nie miałam czasu mówić. Wysiadłam na następnej stacji. Zostawiłam go tam, jak psa – bez pana, bez kości, bez budy, a nawet bez smyczy i kagańca.

Leave a comment

You must be logged in to post a comment.