TURPIZM (część 3)

Końce są początkami. Rozstania są możliwościami. Z dawna wyczekiwane podgrzewają duszę. Do czerwoności – to myśląc Anka wyprosiła benkowego brata za drzwi, po czym wróciła do łóżka i wtopiła twarz w miękką poduszkę.

————————————————————————————–

Pani Ania z pierwszego piętra. Mówią, że ubiera się i zachowuje bardzo niepoprawnie. Kobiety nią gardzą. Mężczyźni pragną jej bądź dziko pożądają, w zależności od tego czy dopuszcza ich czy nie dopuszcza do swojego łóżka. Po okolicy chodzą na jej temat najróżniejsze plotki. O tym jak w środku nocy nie do końca ubrana wybiegła na ulicę, wykrzykując za niedostatecznie dobrym kochankiem kompromitujące go wyzwiska. I o tym, że niby to przypadkiem dotyka mężczyzn w różne miejsca, zapraszając ich w ten sposób do erotycznych zabaw w swoim mieszkaniu. Podobno nie spotyka się z nikim na stałe, chodź ?ściślej wtajemniczeni? donoszą, iż właśnie zaszła w ciążę i niedługo należy spodziewać się ślubu. Co większość komentuje krótkim: Ma za swoje.

Wszystkie te opowiastki dowodzą, że mieszkańcy naszego przygnębiającego osiedla nie mają pojęcia, kim jest Pani Ania. Ludzie nie wiedzą również o tym, że będąc wieloletnią sąsiadką Ani stałam się jej prawdziwym powiernikiem.

Mówiła mi o wielu sprawach. Zwykle nieprzyjemnych. Dusiły ją długie opowieści. Te, które wydobywały istotę rzeczy, wyjaśniały morał. Wiem, że nawet delikatny dotyk włosa, oplecionego przez przypadek wokół nadgarstka, przywodzi jej na myśl zaciśnięty żelazny łańcuch. Powiedziała mi o uczuciu duszenia pojawiającym się zbyt nagle, by móc je powstrzymać ostatnim głębokim oddechem. Mówiła o wizjach, w których części ciał, najczęściej głowy, opadają swobodnie na ziemię, turlając się następnie przy dźwiękach subtelnej muzyki. Opisywała mi sceny teatralne, niemożliwe do zrekonstruowania przy swojej krwawej puencie, które niemal bez przerwy reżyserowała w swojej głowie. Mówiła o złości, której nie potrafi wyładować w żaden inny sposób i z prawdziwą pasją w oczach prowadziła mnie do sypialni.

Tamtego dnia było jednak inaczej. Wtedy, gdy przyszedł do niej narzeczony Benek, który w rzeczywistości Benkiem nie był. Tamtego dnia Ania prawdziwie cierpiała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Krawędzie mebli były dla niej wtedy zbyt ostre. Wdzierały się kaktusowymi kolcami w napuchnięte ciało. Jedynie miękkość mogła uśmierzyć ten ból, więc szukała jej w szaleństwie. Moje ciało było kościste. Gdyby było inaczej podarowałabym je jej. Gdyby nie wrzasnęła:

- nigdy więcej!

Po tygodniu wszystko wróciło do normy.

- dopóki Benio nie zechce się przyznać. – powiedziała wtedy.

Leave a comment

You must be logged in to post a comment.