Bogata w pieśni

Pewnego dnia mój ?te? zamienił się w moją ?mu?. Nie stało się to nagle, na wszystko potrzebny jest czas. Potrzebne jest otoczenie i jego uwarunkowania. To co przestałam robić, a o czym nie przestałam myśleć, zaczęło być wypierane przez to co robiłam, a z czym się nie utożsamiałam (póki co). I zdarzył się wieczór, który ostatecznie przeważył szalę i nastały odczucia satysfakcji, które wypełniły pustkę po dawno niepowtarzanych występach na deskach.
To nie ludzie, tylko emocje wyrażania się sztuką znów ciągną mnie do publicznych wystąpień. To egoizm czysty. To mój fetysz.
I kto by pomyślał, że Polihymnia Olimpijska, nie dzierżąc w swych dłoniach absolutnie nic, zamyśla się głęboko i nad muzyką chóralną i nad teatrem pantomimicznym.

Nowy podmuch

Gdzieś spomiędzy poetyckich strof, spięć mięśni brzucha i wyrazów dźwiękonaśladowczych mojej codzienności wyłoniły się znowu teatralne miniatury. Minima zaledwie, niewiele mówiące, a nieco więcej znaczące. Miedzy płaczem o trzeciej w nocy, a pracą od 12 ktoś mi przekazał lepszą, niż wczoraj wiadomość. O tym, że nikt nie stoi już za moimi plecami, by w nieodpowiednim momencie przytłoczyć jeszcze bardziej. O tym, że można więcej, jest szansa chociażby. Niech ta chwila trwa, niech ta myśl pozostaje.

Moje marzenia rosną. Wiją się wokół mnie i nie są to już trujące kwiaty. Im więcej pragnień udaje mi się zrealizować, tym więcej ich mam. Rosnę wraz z nimi. Jest też ten mały pączek, nazywa się ?Te?.

Teraz przestaję się bać, choć zwykle strach przeszywa mnie, aż po embrion rozwijający się we mnie.

Miedzy nami ?Te?

Lubię kiedy zapachy przywołują wspomnienia. A jesień jest wyjątkowo wspomnieniowa. Obecna pachnie świętami sprzed dwóch lat. Słodko. Żadnych wyjątkowych wydarzeń. Zwykłe życie, inne od współczesności. Jeszcze studia, jeszcze teatr, jeszcze więcej swobody na co dzień i w umyśle.

Leżę na połówce nierozłożonej kanapy. Czuję jak różowy płyn przebija się przez krew w żyłach. Rozcieńcza ją, zagęszcza. Rozluźnia ścianki krwistych korytarzy. Rozlewa się. Czuję się lekko. Pod przymkniętym powiekami zaczynam delikatnie ?na niby? wirować. Coraz szybciej, aż pędzę szaleńczo i otwieram oczy ze strachu przez tą prędkością. A później znowu zamykam, i tak ciągle i ciągle. Bawię się tym. Sprawia mi to przyjemność. Myśli brak. Tak jest dobrze.

A gdzie się podział TWÓJ TEATR?

– Och ? infantylnie zaczerwieniona twarz blond dziewczęcia ? Och ? powtórzyła jeszcze ciszej.
Być może to wystarczy na wyjaśnienie. Teatr mam teraz w snach i? myślach pełnych nadziei.

– Hmm? Tak daleko..? ? surowy wzrok spod opuszczonych na nosie przyciemnianych okularów.

– Nie. Tak blisko. ? odpowiadam.

Teatr przechadza się ulicami mojego niedużego miasteczka. Przysiada na ławeczkach w parku, wymusza zatrzymywanie się samochodów na przejściach dla pieszych, nawet czasem przyspieszonym krokiem ucieka za róg przed czujnym okiem stróża miejskiego. Na niewielkim placyku z kostki brukowej przed nowoobecną, tęczową fontanną krzątają się pospiesznie postaci komedii dell?arte. Na pustym po 17 placu parkingowym zastygły wychudzone, czarne sylwetki aktorów teatru współczesnego. Ich twarze zamarły w wykrzywionych grymasach. Chyba będą przekonywać przechodniów o przykrym obowiązku życia.

– A tam, ? wskazuję palcem miejsce przed jedną ze szkół niedaleko centrum ? tam barwne, pstrokate podłoże kontrastuje z dekadenckimi strojami pracowników korporacji.

I dopisz sobie sama resztę. Pędząc do Domu, gdzie każda próba? sił ogranicza twoją potrzebę działania.

Ja już przysypiam, gdy zza ściany sen dogania urywany odgłos nadciągającej pobudki.